piątek, 16 sierpnia 2013

Płaczliwy nudziarz. Recenzja Fismoll - At Glade

Najlepsze momenty tej płyty to te, w których Fismoll nie śpiewa.

Na szczęście takich nie brakuje. „Close to the Light” ładne jest gdzieś tak od połowy, kiedy to Fismoll się chowa, a do akcji (to zabawnie brzmi, biorąc pod uwagę fakt, że płyta jest powolna i po prostu nudnawa) wkraczają skrzypce i utwór jest uroczo melancholijny, nastrojowy. Podobać może się też Flowering, idealne na zimowe spacery albo jesienne wieczory. To zresztą najlepszy numer na „At Glade” - tak, Fismoll w nim milczy!
 
Ten singiel naprawdę mi się podobał. Lepiej zakończyć przygodę z Fismollem na tym kawałku, łudząc się, że to naprawdę utalentowany młodziak 

Fismoll nie trafił z terminem wydania tej płyty. Faktycznie lepiej by było, gdyby ukazała się jesienią, kiedy takie smutne ballady mają większe wzięcie. Choć bądźmy szczerzy – i to „At Glade” raczej by nie uratowało. Problemem jest sam Fismoll, a raczej jego wokal, bo jeśli faktycznie gra na wielu instrumentach, to trzeba mu przyznać, że muzykiem jest całkiem zdolnym. Może i niezbyt oryginalnym, ale skomponowanych przez niego utworów słucha się nawet bez bólu. Jest cicho, delikatnie, z przygrywającym gdzieś tam skrzypcami. I wszystkim tym zapominam, kiedy Fismoll przypomina sobie, że wypadałoby o czymś nam zaśpiewać. 

A raczej powstrzymać się przed płaczem. Ten „niesamowicie zdolny 19-latek” brzmi tak, jakby miał zaraz się rozpłakać. Być może dla niektórych jest to urzekające, mnie przez całą płytę męczyło. Bo Fismoll cały czas śpiewa tak samo, jedynie czasami pozwalając sobie na wyskoki i delikatną zmianę głosu – szkoda, bo to jedne z lepszych momentów na tym krążku. Problem w tym, że nie pamiętam, który to był utwór...

Fismollowi brakuje charyzmy, trochę też charakteru, własnego stylu. Ta płyta leci gdzieś w tle i ma zbyt mało momentów, które by nas do niej przyciągnęły, spowodowały, że chcemy przerwać wykonywaną czynność i słuchać tylko tych piosenek. Łatwo zapomnieć, który utwór jest który i dlaczego nam się podobał.

„At Glade” jest więc płytą nudną – momentami nawet w przyjemny sposób, ale jednak i tak nie chce się do niej wrócić.

Swoją drogą, „kampania reklamowa” tej płyty jest żenująca. W opisach można przeczytać o „skandynawskich korzeniach”, masteringu wykonanym przez światową specjalistkę i o „światowym poziomie”. Musimy być dumni, bo Fismoll nie brzmi jak polski artysta i zainteresowali się nim zachodni eksperci! Jestem wzruszony i przeszczęśliwy, szkoda tylko, że najpierw prawie że umarłem z nudów.


Ocena: 3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz