środa, 25 września 2013

Arctic Monkeys - AM

Jest w Polsce kilka kapel, które udają, że są z Wielkiej Brytanii – śpiewają po angielsku, mają śmieszne fryzury, a w przerwach między utworami zaciągają z londyńskim akcentem, starając się nie powiedzieć „dziękuja Polska!”. Nowa płyta Arctic Monkeys będzie dla nich złą wiadomością – „nigdy do takiego poziomu się nawet nie zbliżymy”.

Już nie chodzi o to, że AM to najlepsza płyta w dorobku Małp – wciąż debiut podoba mi się bardziej. I jeśli ktoś kojarzy ten zespół wyłącznie z pierwszej płyty, to teraz będzie bardzo zaskoczony. AM jest zadziwiająco powolne, a przy pierwszym przesłuchaniu wydaje się smutne. Nic dziwnego, że w opisach promocyjnych pada hasło „dojrzałość”. To już nie są zawadiacy, którzy wymachują gitarami dobrze się bawiąc. Arctic Monkeys stali się wyrachowanym zespołem, tworzącym spójne, przemyślane utwory. Od razu trafiające w ucho i pozostające w nim na dłużej.

Bo ten, nazwijmy to ogólnie, „smutek” nie oznacza, że płyta nie jest przebojowa. Wręcz przeciwnie – jej największą zaletą jest to, że choć nie ma tu wybitnych utworów, to przez cały czas słucha się całości świetnie. To przyjemne, dobrze zrobione numery, z dobrze wszystkim znanym wokalistą.

Całą płytę najlepiej opisuje pierwszy jej utwór, singlowe „Do I Wanna Know”. Niby nic – leniwy numer, niczym się nie wyróżniający, a jednak zapada w pamięć. I właściwie prawie każdy kawałek jest taki. Wiemy, czego się po nim spodziewać, nie może nas zaskoczyć, a mimo to wciąga.

Dobrze, ze krążek jest też całkiem różnorodny - „Mad Sounds” to miła, prościutka ballada, z nieśmiertelnym, trochę bitelsowym „lalala”. A „Snap Out Of It” spodoba się tym, którzy cenią wcześniejsze albumy grupy. Nie ma więc wiecznych smutów, bo ciągle coś się dzieje. 

Nie wiem, czy AM jest płytą bardzo dobrą, czy też tylko dobrą. Niby niczym nie zaskakuje, a jednak słucha się jej niezwykle przyjemnie. I to właśnie dowód na klasę Arctic Monkeys – nagrali płytę, która może nie będzie zapamiętana na lata, ale jest na poziomie. Czyli robota zawodowców.


I właśnie dlatego polskie anglojęzyczne zespoły powinny dać sobie spokój. Klasy światowej nie osiągną, a w Wielkiej Brytanii takich zespołów mają na pęczki. Panowie, odłóżcie gitary i wyciągnijcie wnioski z lekcji, jaką dają Małpy.

Ocena: 8/10